Witam wszystkich. Od jutra wkładamy rajtki i smarujemy nosy kremem. Na pociechę pokażę jak pięknie było pierwszego grudnia w drodze do szkoły. Potem możemy zacisnąć zęby i cieszyć się urokami zimy (np. brak much, komarów, zarazki wymarzają w powietrzu).
środa, 16 grudnia 2009
poniedziałek, 14 grudnia 2009
Jan w Warszawie
Życie to nie zabawa - dobrze to wiem. A skąd to wiem? Dzięki Gaikowi, który często o tym przypomina. W zeszłym tygodniu miałem tę przyjemność. Dzięki parunastu godzinom seriali poukładaliśmy sobie priorytety i ułożyliśmy plan na kolejne kilkadziesiąt. Pomogły w tym następujące cykle: o dwóch współlokatorach -- fizykach teoretycznych, z których jeden ma crush na sąsiadkę pracującą w fabryce sernika, o anglosaskim geekowo-lamerskim tercecie tworzącym zespół informatyczny firmy X oraz o promiskuitycznym pisarzu z el-ej próbującym przywołać wenę poprzez ograniczenie stosunków płciowych z przygodnymi kobietami. Zrobiłem też parę zdjęć Stolicy.
Mój ulubiony robot: Powstaniec: Długie murale: Lew przed Pałacem Prezydenckim. Strażnik nie pozwolił mi sobie zrobić zdjęcia, które stanowiłoby pomost między tym, co nowe i co stare: Mocny obrazek:czwartek, 3 grudnia 2009
Jak w Londynie
Dziś Kraków oblazła gęsta, niska i lepka mgła. Tytuł jest prowokacyjny, bo Londyn widziałem tylko oczami mej duszy, ale może ktoś z Was potwierdzi. Mgła to drobne kropelki wilgoci zawieszone w powietrzu. Jak jest ich dostatecznie dużo, to nie powinno być widać nic szczególnego. Takie "nic" sfotografowałem i zamieszczam ku waszej uciesze.
wtorek, 1 grudnia 2009
Z Odlewnika, cz. 1
Witam wszystkich. Tu Jan. Chciałbym, jako współautor bloga, powitać gorąco wszystkich czytelników oraz w szczególności moją kochaną współautorkę. Pracuję na szóstym piętrze budynku Wydziału Odlewnictwa, z którego czasami bywają niezłe widoki. Gdy warunki są sprzyjające robię zdjęcia, którymi się z Wami dzielę.
Dzisiaj prezentuję zjawisko rozpogodzenia się widziane z zachodnich okien budynku.
Zrobienie tych zdjęć przysporzyło mi nie lada zakłopotania. Okna te znajdują się bowiem w męskiej łazience (widoczne na zdjęciu brudne szyby). Pech chciał, że gdy uradowany opuszczałem łazienkę, przygodny student ocenił mnie z aparatem w ręku krytycznym wzrokiem. Czmychnąłem czym prędzej do swojego pokoju.
Massolit
Dawno nas nie było, ale wytłumaczenie oczywiście jest, w dodatku trojakie. Poprzedni tekst gugiel wsiorbał, a do nowego zabrać się trudno - o tym wiedzą wszyscy blogerzy i blogerki. Ponadto w weekend uczestniczyliśmy w kursie, który wymagał od nas skupienia i zaangażowania. Wreszcie w poniedziałek okazało się, że halny dolatuje również do Krakowa, z czego dla Jana wynikła piękna pogoda, a dla Jula stany migrenalne (taka sprawiedliwość).
Wracam więc do tematu Massolitu, jednego z moich ulubionych krakowskich miejsc. Mieszkamy prawie za rogiem, więc Jul snuje się czasem pod oknami i podgląda regały. W wystroju dominuje artystyczny nieład, by nie rzec - bałagan. Kiedyś w części kawiarnianej mieściła się czytelnia feministyczna eFKi, obecnie są tam kwiatowe bazgroły i babcine piece kaflowe. Zazwyczaj wolę siedzieć wśród książek. Przy barze można zamówić kilka rodzajów kawoherbat i anglosaskie smakołyki - apple pie, brownies, muffiny. Sale są cztery + korytarz z regałami, to wszystko rozdysponowane w 2 mieszkaniach, więc trzeba się przemykać klatką schodową. Z drabiny można korzystać, książki kartkować do woli, kanapa zwykle jest wolna ;) Działów tematycznych jest mnóstwo: od literatury dla dzieci, przez podróżniczą, historyczną, polityczną, poradnikową, po powieści, dramaty, poezję i opracowania ściśle filologiczne (świeżynki!). Jeśli chodzi o beletrystykę to ceny są niskie (10-40 zł), zaś książki specjalistyczne to nawet 300 zł. Trudno przewidzieć, co będzie w kolejnej dostawie albo gdzie będzie leżała pozycja znaleziona w katalogu internetowym; część książek jest z drugiej i trzeciej ręki. Jeśli zależałoby Wam na konkretnych tytułach to chyba lepiej skorzystać z wrocławskiej Krainy Książek lub za jej pośrednictwem zamówić coś z amazonu (bezpiecznie i wcale nie drogo). Massolit jest najlepszy do szperania - a nuż tym razem trafi się P&P z okładką z Colinem Firthem ;) (pewnie od razu poszłoby w świat :P). Tak więc zachęcamy do wizyty w Massolicie, bo nigdy nie wiadomo, co Wam na głowę spadnie.
czwartek, 26 listopada 2009
Prawie murale
Wyśledziłam ostatnio kilka murali w najbliższej okolicy. Umilają mi drogę na uczelnię i chętnie zobaczyłabym ich więcej na tych smutnych, brudnych murach. Małe są i niepozorne (takie na nasze możliwości). Przykro mi się zrobiło, gdy w tym tygodniu ktoś (felicjanki w remontowym szale?) zamalował "Słodycz ma imię kwiatu". Na szczęście został uwieczniony przynajmniej dwoma aparatami (Malw go pewnie fejsbukuje..). Może zgadniecie, cóż za Hobbit się tam czaił? :> Ten sam Pan ma swoje popiersie w parku Jordana (pozdrowienia dla Myma).
Przechodząc obok "posiłku" zawsze myślę o Janisławie, który pysznym domowym karmieniem wyrósł na smakosza i wywiera presję :P A tak serio to ciężko pracuje i należy mu się dosilanie. Niedługo zamieszczę nasze ulubione przepisy pracownicze: można je łatwo zrobić, bezproblemowo przetransportować, dyskretnie podjadać i długo przechowywać, a w razie nalotu głodomorów - szybko rozdzielić :).
Co do trzeciego dzieła to widać, że mieszkamy w prawdziwie polskim mieście. O dziwo mural umieszczony jest w pobliżu Massolitu, książkowej świątyni queer i gender studies (opis i wnętrze w kolejnych postach). Jul leży przeziębiony, bo go Dusiołek nie puszcza już trzeci tydzień, ale powoli dochodzi do siebie. Tak więc pozdrowienia odautorskie przez maseczkę :*
wtorek, 24 listopada 2009
Mieszkanie
Dziś co nieco o naszym mieszkaniu. Jest maleńkie, ale dobrze oświetlone i niczego poważnego mu nie brakuje. Stali bywalcy zapewne rozpoznają skandynawski dizajn ;) Ciągle mamy puchy w detalach, ale przecież rzeczy obrastają ludzi z czasem. Kilka obserwacji:
- Czerwony jest jedynym słusznym kolorem beddinge, zaś beddinge jest jedynym słusznym kanapo-łóżkiem studenckim;
- 98% studentów lub poststudentów ma w swojej kuchni metalowy/e pręt/y, co zdecydowanie zwiększa możliwości przechowywania lnianych ściereczek i metalowych łyżek;
- Szklany stół to najbardziej niepraktyczna rzecz, z jaką przyszło nam obcować, nie wyłączając tureckich dywanów;
- Przybory kuchenne są w stanie zająć do 70% powierzchni mieszkania...
- ...skąd oczywisty wniosek, iż "tam dom Twój, gdzie żołądek stoi" (i patrzy w zachwycie).
Okazuje się też, że przewidzieliśmy etnotrend w urządzaniu wnętrz :P Muzeum Etnograficzne w Krakowie wpadło na rewelacyjny pomysł połączenia stałej ekspozycji ze współczesnymi realizacjami konwencji etno, tak więc obok glinianych poideł pojawiły się formy do pieczenia z IKEI, a łowickie wycinanki zawisły tuż obok sprośnych T-shirtów (do kupienia w sklepie internetowym, z troski o chwiejną moralność czytelników linka nie podaję). Dla ciekawych strona wystawy Etnodizajn oraz strona fantastycznego Etnomuzeum w Krakowie. Godna polecenia jest również tamtejsza wystawa Islam. Orientacja. Ornament., której organizatorzy popisali się pomysłowością. Wspaniała gra świateł i matematyczne eksploracje, wszystko kompetentnie opisane i do zabrania w kilku broszurkach.
U nas co prawda patataja na ścianie nie będzie, ale jeśli zmuszą nas okoliczności, może zaczniemy sprzedawać bilety. Poniżej kilka zdjęć, cobyście sami stwierdzili, że zwiedzać nie warto :P Sponsorem kalendarza na rok 2009 jest nasza ulubiona Praska Kartunovicka. Podkładka pod mysz to efekt naszej fascynacji blizną Dumbledore'a, podzielaną także przez Pewnego Mniejszościowca (pozdrawiamy). Kto zgadnie, co przedstawia czarno-białe zdjęcie na ścianie?
poniedziałek, 23 listopada 2009
Czerwone korale
Był taki jeden dzień w zeszłym tygodniu - można się było pozbyć szalikowego omotania i powygrzewać na słońcu, np. w parku Jordana. Janisław może się nim cieszyć codziennie, bo to jego droga do szkoły pracy. Park to wielofunkcyjny: mnóstwo tam dzieciowych instalacji, trawników do badmintona (latawce to raczej na Błoniach), alejek edukacyjnych z popiersiami znanych Polaków. Są też puste cokoły, które sępią na życie m. in. pewnej noblistki :> Pewnie jej się nie spieszy, bo np. taka Maria S.-C. wygląda jak wyjątkowo ohydny przybysz z Roswell. Randkowaliśmy raz w przykurzonej kafejce w stylu uzdrowiskowym i patrzyliśmy na łódki pływające po minijeziorku. Przeważnie jednak kręcimy się wśród drzew, wypatrujemy wiewiórek i podziwiamy sezonowe ozdoby :)
Podwórko
Podobno trudno nas znaleźć, ale dla chcącego nic trudnego, jak zdążyli się już przekonać Panna M. oraz Panowie Z. i M. (dziękujemy za wizytę). Dla ociągających się mały opis naszych warunków mieszkaniowych :)
Mamy (prawie) własne: kutą bramę od strony ulicy, nieco zapuszczone wyłebkowane podwórko oraz tajemniczy ogród (niestety zamknięty dla lokatorów). Nasz inwentarz to co najmniej trzy okoliczne koty, sroka, kilka wróbli oraz szpieg sikorowy, dla którego planujemy założyć w zimie karmnik. Do mieszkania w oficynie prowadzą małe drzwiczki i kręcone betonowe schody z resztkami zielonej posadzki na półpiętrach. Drugie piętro pozwala nam podziwiać okoliczne widoki, co jest całkiem przyjemne ze względu na obecność zieleni. Prywatne wewnętrzne ogrody to coś, czego we Wrocławiu nigdy nie widziałam - wiadomo, jak przydzielano własność po wojnie. Krakowianie mają pełno takich miłych zakątków i gdyby nie ogólne zasmogowanie miasta, uznałabym 90m gniazdko na parterze ze sporym kawałkiem trawnika za szczyt marzeń.
Oficyn takich jak nasza jest tu mnóstwo, choć są przeważnie w kiepskim stanie. Na wysokości naszych okien (po lewej) mamy np. pustostan, a poniżej naderwany balkon z bądź co bądź ładnym drewnianym wykończeniem. Mur należy do Wyższej Szkoły Lansu i Bansu z patronackim V prywatnym liceum. Nie narzekamy na sąsiedztwo, przynajmniej mają ładnie przystrzyżone bukszpany. Dalej widać świeżutką plombę z identycznymi firankami w oknach, które są stale zasłonięte, a na balkonach żadnego yuppie. Nawet nie ma do kogo zagadać w sprawie udostępnienia lądowiska dla helikopterów (a nuż kupilibyśmy jakiś używany, coby Janisław lądował na Odlewniku). Skrajnie po prawej widać, jak obszerne jest nasze podwórko i jaki fajny balkon mają nasze sąsiadki z naprzeciwka (6 studentek pierwszych lat, są nami przerażone). Innych mieszkańców poznajemy powoli i raczej przez przypadek.
1. Pustostan. Może ktoś ma ochotę go zasiedlić?1>
3. Sposób na miejskie korki.1>
4. Idealne miejsce na relaks dla pięciorga blondasów do lat 6 :)1>
5. Przestronnie, cicho i spokojnie. Cieszymy się z takiej okolicy.1>