Wyśledziłam ostatnio kilka murali w najbliższej okolicy. Umilają mi drogę na uczelnię i chętnie zobaczyłabym ich więcej na tych smutnych, brudnych murach. Małe są i niepozorne (takie na nasze możliwości). Przykro mi się zrobiło, gdy w tym tygodniu ktoś (felicjanki w remontowym szale?) zamalował "Słodycz ma imię kwiatu". Na szczęście został uwieczniony przynajmniej dwoma aparatami (Malw go pewnie fejsbukuje..). Może zgadniecie, cóż za Hobbit się tam czaił? :> Ten sam Pan ma swoje popiersie w parku Jordana (pozdrowienia dla Myma).
Przechodząc obok "posiłku" zawsze myślę o Janisławie, który pysznym domowym karmieniem wyrósł na smakosza i wywiera presję :P A tak serio to ciężko pracuje i należy mu się dosilanie. Niedługo zamieszczę nasze ulubione przepisy pracownicze: można je łatwo zrobić, bezproblemowo przetransportować, dyskretnie podjadać i długo przechowywać, a w razie nalotu głodomorów - szybko rozdzielić :).
Co do trzeciego dzieła to widać, że mieszkamy w prawdziwie polskim mieście. O dziwo mural umieszczony jest w pobliżu Massolitu, książkowej świątyni queer i gender studies (opis i wnętrze w kolejnych postach). Jul leży przeziębiony, bo go Dusiołek nie puszcza już trzeci tydzień, ale powoli dochodzi do siebie. Tak więc pozdrowienia odautorskie przez maseczkę :*
"Dajesz mi posiłek" zupełnie mnie rozbroiło. Jestem pewna, że napisał to jakiś mężczyzna. ;)
OdpowiedzUsuń