Ostatni powiew udawanej zimy zniechęca do wychodzenia. Nadrabiamy musicalami i drugim stopniem tańca towarzyskiego. Dołączam się do narzekania na aurę, ale równocześnie przypominam, że w tym roku zima całkiem się udała. W tym poście chciałbym podzielić się fotograficznymi wspominkami.
Zimą trudniej się zebrać do pracy/szkoły. Nie dotyczy to dni, kiedy zachwyt nad widokami przewyższa trudy przedzierania się przez zaspy.
Gdy wracam z pracy, mijam takie sceny. Piotr podpowiedział mi, że istnieje coś takiego jak HDR i może wyglądać bardzo fajnie. Spróbowałem swoich sił, tworząc poniższe zdjęcie. Mnie nie powala na kolana, tak jak zdjęcia z Islandii.
Gdy śnieg trochę poleży, jest bardzo nieatrakcyjny dla obiektywu. Za to nagie gałęzie mogą stanowić wspaniałą ilustrację cykliczności natury.
Raz spadło pół metra śniegu i nadtopniało. Plucha potworna, chlapa i błoto. Wieczorem spadł świeży śnieg i skrzętnie ukrył swoje dzienne grzeszki.
Niezawodny Jurek Bożyk udaje Jozina z Bazin w każdy piątek w Awarii.
Gdy przyjeżdżam do Sanoka pośmigać na nartach przychodzi odwilż po to, by trzy dni później ustąpić na powrót zimie.
W domu czeka na nas Salma. Przyjdzie, pomruczy, wygrzeje kolana, po czym położy się na kocu i będzie udawać księżniczkę. Czasami też miauczy cały dzień pragnąc zabawy. Taki to z nią cyrk. (Uwaga, tło w HDR)